Mnie również rzuciło się to w oczy. Obu bohaterów łączy negatywna ocena społeczeństwa, "amerykańskiego snu" oraz perypetie związane z edukacją. Salinger głównie skupia się na tych tematach, natomiast "Igby goes down" przedstawia obraz patologicznej emocjonalnie rodziny z wyższych sfer. Brat, matka i chrzestny są "zimni aż do kości", a jedyna bliższa chłopcu osoba, ojciec, jest schizofrenikiem. Oczywiście, porównanie obu postaci jest jak najbardziej na miejscu; powiedziałbym, że Igby to osoba charakterologicznie bardzo podobna do Holdena, wrzucona jednak do świata, którego ten ostatni nie musiał doświadczać.