Na końcu filmu dowiadujemy się, że Harry nie był winny zabójstw w Kapsztadzie tylko został w to wrobiony przed Deana. Zatem dlaczego gdy Arthur przychodzi do Harry'ego żeby go zlikwidować ten nie próbuje się wytłumaczyć, że jest niewinny i dlaczego wypowiada zdanie: "Chodzi o Kapsztad?" skoro nie miał z tym nic wspólnego?
Nie chciał wyjść na tchórza, a Arturek pewnie i tak bu mu nie uwierzył. I nie jest to błąd, ponieważ można go logicznie wytłumaczyć (czy coś).
Sam Harry stwierdził, że przysłaliby kogoś innego i jego śmierć z ręki zabójcy jest tylko kwestią czasu, i wolał, żeby zrobił to Bishop.
Tak, ale po co Harry mówił o Kapsztadzie, skoro cała ta akcja to była sciema? Przecież nie mógł się nawet domyslać, że ktos go w to wrobi...
No a może mógł? :D Zresztą to tylko film sensacyjny, nie ma co szukać w nim logiki na siłę.
Ziomek też o tym myślałem. Przecież statham się wahał czy go zabić. Według mnie u każdego pojawia się instynkt przetrwania. I chyba lepiej stracić dumę niż życie. Gdyby Sutherland tylko spróbował... Nawet zasugerował zabójcy, że jest winny. Spytał: "Chodzi o Kapsztad?". W domyśle: "wiedziałem, że mi się nie upiecze". Moim zdaniem błąd logiczny. Niewybaczalne.