Recenzja filmu

Niezniszczalni (2010)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Jason Statham

Wyschniemy niczym farba

Stare filmy akcji, szczególnie te z lat 80-tych, posiadały jedną, rzadko spotykaną już w dzisiejszej kinematografii cechę. Było nią mianowicie to, że aktorzy wcielający się w główne role, na
Stare filmy akcji, szczególnie te z lat 80-tych, posiadały jedną, rzadko spotykaną już w dzisiejszej kinematografii cechę. Było nią mianowicie to, że aktorzy wcielający się w główne role, na stałe zapisywali się w pamięci widzów, pozostawiając w niej niemożliwy do wymazania trwały ślad. Będąc małym chłopcem, oglądałem tego typu produkcje z wypiekami na twarzy, często utożsamiając się z niezniszczalnymi wręcz postaciami, które w pojedynkę były w stanie poradzić sobie z całą armią wroga. Dzisiaj, oglądając ponownie tego typu filmy, w większości przypadków wielki zachwyt zamienia się w głośny śmiech. Ciosy wydają się być o wiele mniej dokładne, a cała akcja strasznie przerysowana.

Jest jednak coś, co sprawia, że do tych filmów wracamy. To taki mały szczegół, dzięki któremu możemy poczuć się jak za dawnych lat. Chodzi mi o sentyment. Sądzę, że to właśnie nim kierował się Sylvester Stallone, tworząc "Niezniszczalnych".

Historia opowiada o grupie najemników, którzy wyruszają do Ameryki Południowej w celu obalenia jednego z miejscowych dyktatorów, wspomaganego przez byłego agenta CIA. Gdy po krótkim zwiadzie, mężczyźni orientują się, że misja będzie zbyt trudna do wykonania, postanawiają z niej zrezygnować. Jednak, dowódca oddziału, zainspirowany postawą córki dyktatora, która walczy o wyzwolenie mieszkańców, postanawia wrócić na wyspę, by stoczyć morderczą bitwę z wrogiem. Okazuje się, że w tej walce będzie mógł liczyć na swoich kompanów broni, którzy decydują się udzielić mu pomocy. Od tego momentu rozpoczyna się krwawy pojedynek, z którego tylko jedna ze stron może wyjść zwycięsko.

Do głównych bohaterów filmu możemy zaliczyć Barneya Rosa (Sylvester Stallone), Lee Christmasa (Jason Statham) oraz Yin Yanga (Jet Li). Uzupełniają ich Toll Road (Randy Couture), Hale Caesar ( Terry Crews) oraz Gunnar Jensen (Dolph Lundgren). W ekipie znajduje się również Tool (Mickey Rourke), który jednak nie bierze już czynnego udziału w akcji.

Po samej obsadzie możemy dojść do wniosku, że film ten po prostu skazany jest na miano arcydzieła kina akcji. Połączenie takich aktorów to bomba zegarowa, która w pewnym momencie musi wybuchnąć. Chłopcy prześcigają się w coraz to ciekawszym zlikwidowaniu wroga, wykorzystując swoje niesamowite umiejętności walki. Patrząc na te wszystkie postacie znajdujące się w jednym miejscu koneserowi starych filmów akcji może zakręcić się łezka w oku.

Reżyser, twórca scenariusza i odtwórca głównej roli, zadbał o to, by film miał stary dobry klimat, który tak bardzo urzekał widza kilka dekad temu. Dlatego mamy tutaj liczne wybuchy, niekończące się strzelaniny oraz zabawne dialogi, tak bardzo charakterystyczne dla kina akcji lat 80-tych. Muzyka również nawiązuje do tamtego okresu, dzięki czemu czujemy się, jakby ktoś przeniósł nas maszyną czasu do wcześniejszych lat. Sceny walk oraz pościgów samochodowych nakręcone są z olbrzymim rozmachem. Cechuje je duża dokładność oraz staranność wykonania. Momentami wciskają one widza w fotel, szczególnie podczas końcowej akcji.

Wielki szacunek należy się również samemu Sylvestrowi Stallone'owi, który zdołał namówić tak wielu znakomitych i znanych aktorów do tego wielkiego przedsięwzięcia. Pomimo 64 lat nadal jest w znakomitej formie, którą może zaimponować niejednemu o wiele młodszemu mężczyźnie.

Mnie osobiście urzekła niezwykle wymowna scena w kościele, w której dowódca najemników spotyka się z postaciami granymi przez Arnolda Schwarzeneggera oraz Bruce'a Willisa. Choć role są epizodyczne, trudno o nich zapomnieć. Spotkanie trzech tak wielkich ikon kina akcji w jednym miejscu to nie lada gratka dla widza lubującego się w takich produkcjach. Chyba nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek zobaczy coś takiego.

Jestem niezwykle szczęśliwy, że taki film jak "Niezniszczalni" powstał, a ja miałem przyjemność go zobaczyć. Wywołał on we mnie same dobre wspomnienia. Sprawił, że znowu poczułem się, jakbym oglądał pierwszy raz "Johna Rambo" czy "Amerykańskiego ninja". Polecam go wszystkim koneserom filmów akcji z wcześniejszych lat, którzy od czasu do czasu lubią powspominać stare dobre czasy. Sądzę, że film całkowicie odnalazł się w swojej konwencji i powstanie kolejnych części jest tylko kwestią czasu. 

Wszystkim, którzy sądzą, że twórca filmu mentalnie znajduje się na poziomie gimnazjalisty, bo mimo sędziwego wieku nadal lata z pistoletem, przypominam, że to jego praca, w której moim zdaniem świetnie się spisuje. Do póki będzie zapotrzebowanie na tego typu filmy, będą one powstawały. Jeżeli produkcje te okażą się tak dobre, jak "Niezniszczalni", wiek grających w nim aktorów nie będzie miał dla mnie żadnego znaczenia. Po ponownym wielkim sukcesie Stallone'a widoczne jest, że ludzie nadal potrzebują wielkich bohaterów, którzy bronią słabszych przed panoszącym się złem.

Słowa wypowiedziane przez postać, w którą wciela się Mickey Rourke, na szczęście nie okazują się prorocze. Bohaterowie z poprzednich lat," nie wyschnęli niczym farba". Powiem nawet więcej, mają się bardzo dobrze.    
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O "Niezniszczalnych" było głośno jeszcze na długo, zanim fabuła tego obrazu przybrała bardziej konkretne... czytaj więcej
Doskonale zdaję sobie sprawę, że sierpień to nie najlepszy moment na roczne podsumowania, ale już teraz... czytaj więcej
Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte XX wieku były dla kina akcji prawdziwym złotym okresem i kopalnią... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones